heart 1046693 1280Co on o mnie myśli? – oto jest pytanie zadawane nie tylko przez dziewczynę zainteresowaną konkretnym chłopakiem, ale także nurtujące ludzi w wielu innych okolicznościach i sytuacjach.

Zazwyczaj nie jest nam obojętne to, co ludzie o nas myślą. Pytamy, słuchamy, reagujemy, odpieramy ataki, wyjaśniamy, dziękujemy za miłe słowa. Obchodzi nas nawet to, co myślą o nas nasi przeciwnicy.

Jednakże to pytanie zdaje się być szczególnie ważne, gdy mamy na uwadze kogoś, kogo kochamy i szanujemy. Opinię takiego człowieka wysłuchujemy z drżeniem serca, bo często oznacza ona nasze dalsze „być albo nie być”. Jesteśmy w stanie znieść każdą krytykę ludzi nam nieżyczliwych lub obojętnych, byle tylko on miał o nas dobre zdanie. Już sama świadomość tego podtrzymuje nas na duchu i pozwala nam przetrwać trudne chwile.

Mało kto może latami cieszyć się niezmiennie dobrą opinią w swoim środowisku. Ludzie są bowiem zazdrośni, podejrzliwi, skorumpowani, samolubni itp., co wcześniej czy później oznacza jakiś konflikt interesów i atak z ich strony.

Tym bardziej prawdziwy chrześcijanin, choćby nie wiem, jak starał się prowadzić ciche i spokojne życie we wszelkiej pobożności i uczciwości,· jest narażony na rozmaite pomówienia i złośliwą krytykę. Bierze się to po prostu z nieuświadomionej często, ale przez to wcale nie mniej realnej, nienawiści świata do uczniów Jezusa. Żaden prawdziwy syn światłości nie może liczyć na stałą przychylność w gronie synów ciemności. Faktycznie, jeśli chodzi w Duchu Świętym, wcale na nią nie liczy, a już na pewno nie jest od niej uzależniony w swoim działaniu.

Pretensje krewnych

To chyba najbardziej powszechna, a zarazem bolesna trudność, na jaką napotykamy. Nasi bliscy według ciała okazują się często bardzo dalecy duchowo. Niewiele robią, aby nas podtrzymać na duchu, a względem nas mają coraz to nowe oczekiwania. Pół biedy, jeśli nie deklarują się jako ludzie wierzący. Wtedy przynajmniej wiadomo, że nie można liczyć na wsparcie duchowe z ich strony. Przecież Pan zapowiedział, że wiara w Niego poróżni nas z naszymi domownikami i krewnymi. „Nie mniemajcie, że przyszedłem przynieść pokój na ziemię; nie przyszedłem przynieść pokój, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić człowieka z jego ojcem i córkę z jej matką, i synową z jej teściową. Tak to staną się wrogami człowieka domownicy jego” (Mt 10,34-36).

Gorzej, gdy nasi krewni twierdzą, że są chrześcijanami. Wówczas ich nieżyczliwa krytyka i postawy roszczeniowe dużo bardziej nas bolą. Jeżeli mają jakieś trudności – ty jesteś winien, bo im nie pomogłeś! Jeżeli samotnie siedzą w domu – jesteś winien, bo ich nie zaprosiłeś do siebie. Masz· czegoś więcej od nich – czuj się winny, bo się z nimi nie podzieliłeś. Pijesz kawę z przyjaciółmi – jest im przykro, że masz czas dla innych, a nie masz czasu dla nich.

Trudno o dobre zdanie wśród krewnych. Gdy Pana Jezusa zaczęły otaczać tłumy ludzi chętnych, by Go posłuchać i spędzić z Nim, choć trochę czasu, krewni nie chcieli do tego towarzystwa dołączyć. Przyjęli zgoła inną postawę. „A krewni, gdy o tym usłyszeli, przyszli, aby go pochwycić, mówili bowiem, że odszedł od zmysłów” (Mk 3,21).

Krewni nieraz skupią się bardziej na krytyce, podrywaniu nam opinii, naszych urojonych obowiązkach względem nich i wszelkich innych pretensjach, niż na wspieraniu nas i wypowiadaniu dobrych słów na nasz temat.

Co myślą o mnie moi krewni? Lepiej nie nadstawiać ucha i nie dopytywać się o ich opinie. Nasz Pan nie miał lepiej w relacji z krewnymi, „bo nawet bracia jego nie wierzyli w niego” (J 7,5). Boli cię nastawienie i opinia twoich krewnych? Uważasz, że są niesprawiedliwi w stosunku do ciebie?· Spokojnie. Nie wszyscy tak myślą. Jest ktoś, kto myśli dobrze o tobie!

Opuszczenie przez przyjaciół

Przyjaźń – to wielka rzecz. Prawdziwa przyjaźń nie zdarza się często i każdemu. Nawet gdy ludzie wzajemnie nazywają się przyjaciółmi, to często od przyjaźni w jej czystej postaci dzieli ich jeszcze spory dystans.

Zawiązywanie się przyjaźni – to piękne chwile w życiu człowieka. Zazwyczaj następuje w przyjemnym nastroju i obfituje w miłe słowa. Częste spotkania, choćby na chwilę, telefony, SMS-y, pochwały, wspólne wyjazdy, radość wspólnie spędzanego czasu, jednym słowem – żyć, nie umierać!

Rzeczywistość, a raczej brutalność naszego ziemskiego losu polega jednak na tym, że niemal tak samo często, jak przyjaźń się zawiązuje, tak też potem się rozpada. No, może śmierć przyjaźni w całym naszym życiu zdarza się kilka razy rzadziej, niż jej narodziny.· A gdy się taka żarliwa przyjaźń skończy, to zachodzi nam słońce i nierzadko się zaczyna ponura pora życia.

Przyjaciele, którzy nas opuścili – to bardzo bolesny i czuły punkt na naszej duszy. Już sam fakt, że nie chcą dłużej spotykać się z nami, boli niemiłosiernie, a co dopiero mówić – ich opinie na nasz temat. Boli, „bo – jak napisał Dawid – to nie wróg mnie lży – co mógłbym znieść – nie przeciwnik mój wynosi się nade mnie – mógłbym się przed nim ukryć – ale ty, człowiek równy mnie, powiernik mój i przyjaciel, z którym mieliśmy wspólne słodkie tajemnice, do domu Bożego chodziliśmy w tłumie” (PS 55,13-15).

Rzecz w tym, że wciąż pozostaje w nas miłość do naszych dawnych przyjaciół, pragnienie przebywania z nimi i nierzadko tęsknota za nimi, a w tym samym czasie napotykamy na ich niechęć i słyszymy, że opowiadają o nas zdumiewająco nieprzychylne nam rzeczy.

 

Marian Biernacki